Dlaczego on to robi?

Mówiąc o międzygatunkowej komunikacji często używa się przykładu o psie i kocie. Te zwierzęta towarzyszące cały czas mieszkają razem z człowiekiem, ale między sobą nie zawsze mogą osiągnąć porozumienie. Problem polega na różnicy języków. Pies, który chce się grzecznie przywitać z kotem i pobawić się, macha ogonem i podnosi przednie łapy mówiąc „Cześć, jesteś taki miły, chcesz być moim przyjacielem?”. Kot w tym momencie widzi agresywnie stworzenie, które bije ogonem i podnosi łapy dla ataku. On słyszy „Odejdź, albo cię zaatakuję!” i zachowuje się odpowiednio: ucieka albo walczy. Logicznie ? jego zdaniem ? zachowanie szokuje psa, który nie rozumie, co spowodowało taką reakcję. Takie walki mogą różnie się skończyć, ale wiadomo też, że koty z psami często mieszkają razem bez konfliktów, bawią się i nawet żartują z siebie. To, że zwierzęta mogą osiągnąć porozumienie nawet bez wiedzy psychologicznej, bez studiów i szkoleń, wskazuje na możliwość porozumienia człowieka, który ma wiedzę, jest w stanie zbierać informacje, badać, używać doświadczenia innych, z innymi gatunkami. W takim razie skąd tyle nieporozumień z własnym koniem?

Często właściciel nie może dać sobie rady i zwraca się do różnych specjalistów, a poszukiwanie „swojego” trenera trwa dość długo. O koniu zaś rożni ?fachowcy? mówią, że jest „taki specyficzny” albo „taki trochę inny”, który „zawsze będzie to robił”, albo „nigdy mu się nie uda”. Na forach pojawiają się tematy typu „co robić, jeśli koń gryzie/ bryka /ucieka/kopie?”. Tymczasem, kiedy się nad tym zastanowić, wygląda to tak samo, jak kot, który wybiera między walką a ucieczką, widząc agresywnego względem siebie psa. Człowiek powinien zatem zastanowić się i zadać prawidłowe pytanie: „A dlaczego on to robi?” Dalej pójdzie już łatwiej.

W naturze koń to zwierzę oszczędzające energię. Koń nigdy nie będzie chodził wtedy, kiedy może stać albo biegał wtedy, gdy może iść. Kopanie, gryzienie czy ucieczka ? to wszystko nie jest jego pierwszą reakcją, jeśli nie ma miejsca nagłe zagrożenie albo o ugryzienie owada. Jeśli już doszło do tego – to znaczy, że człowiek zignorował kilka, albo nawet kilkadziesiąt ostrzeżeń.
Jeśli koń depcze człowiekowi po nogach – to znaczy, że jest w ogóle za blisko, bo mu nie wytłumaczono, jaki dystans ma być między nim a człowiekiem.

Jeśli koń rzuca zadem pod siodłem (za wyjątkiem sytuacji, kiedy młody zwierzak po prostu bryka, bo cieszy się możliwością pogalopowania pod elastycznym, doświadczonym jeźdźcem) ? to znak, że on już nie wie jak wyjaśnić, że mu niewygodnie, że plecy są zablokowane jeźdźcem albo sprzętem, a on traci pion i nie może chodzić w taki sposób. Zapewne wcześniej ten koń już podnosił i opuszczał głowę, machał głową, zatrzymywał się, przyspieszał, a teraz mając na sobie ogłowie, wypinacze, czarną wodzę, w końcu z braku innych pomysłów zaczyna rzucać zadem.

Jeśli koń gryzie ? to znaczy że już kilka razy spróbował zwrócić na siebie uwagę w inny sposób, patrząc, dotykając nosem, potem wargami, i, koniec końców, zębami. Istnieje wiele porad na ten temat: od bicia w odpowiedzi na ugryzienie do noszenia gorących przedmiotów w rękawach (!). Moim zdaniem, najskuteczniejszą metodą po ugryzieniu jest rozcieranie ugryzionego miejsca z cichymi przekleństwami. A najlepszą profilaktyką ugryzień jest umiejętność czytania komunikatów konia, zanim poczuje, że musi ugryźć, żeby został zauważony.

Ucieczki, kopnięcia, ataki – to wszystko są już konsekwencje i nie ma żadnego sensu z nimi walczyć. Nieporozumienie pojawiło się na długo przed tymi objawami i koń o już dawno temu nam mówił, że coś mu przeszkadza, tylko nie został usłyszany.
Skuteczna w tym przypadku będzie tylko obserwacja konia i próba zrozumienia, o co mu chodzi. A dlatego trzeba odczytywać najmniejsze sygnały, o których opowiemy w następnym artykule.